Hmm to dopiero początek opowiadania. Będzie w odcinkach :)

Liz siedziała na parapecie i patrzyła na wolno spływające po szybie krople. Zawsze czuła się inna. Nie wiedziała czemu. Wydawało się jej, ze nie należy do świata, w którym przyszło jej żyć. Ale przecież nie ma innego... Skąd więc to dziwne uczucie? Często się nad tym zastanawiała. Kiedy była pogrążona w czarnych myślach, coś małego i świecącego poruszyło się w trawie. „To pewnie świetlik” pomyślała Liz. Przyglądała się kształtowi „jakiś duży jak na świetlika, zresztą one nie pojawiają się o tej porze roku...” Coś ją tchnęło. Otworzyła okno i skoczyła na mokrą trawę. Szła powoli w stronę światełka. Już wyciągała po nie rękę gdy usłyszała wołanie. ”Liz mamy gościa, ciocia przyjechała, choć!” Gdy się odwróciła światełko znikło. Przetarła oczy i spojrzała jeszcze raz, ale światełka nie było. „Ona zawsze pojawia się z nikąd bez zapowiedzi” Jeszcze raz popatrzyła na miejsce, w którym przed chwilą widziała światełko i poszła do domu.
Ciotka zawsze ją intrygowała. Nigdy nie zapowiadała swoich wizyt, potrafiła zniknąć gdy tylko ktoś się odwrócił. Ale Liz czuła, że ona jest jej bardzo bliska, że też nie pasuje do tego świata. Bardzo ją lubiła, ale zawsze gdy się pojawiała działys ię dziwne rzeczy. To światełko było tylko jednym z nich. Kiedy weszła do kuchni ciocia siedziała przy stole i piła herbatę. Z jej kieszeni lekko pobłyskiwało zielona światełko...

Komentarze

  1. jest jakieś takie, hmm .. bez polotu
    Napisane jest bardzo zwyczajnie, jak ot takie tam opowiadanie
    Gdybym wziął do ręki tak zaczynającą się książkę [nie chodzi mi o treść, tylko o styl], to nie czytałbym dalej

    Bardziej się postaraj ;P
    3mam kciuki! :)
    Powodzenia w pisaniu dalszych 'odcinków' ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty